Palmapalma, Prosty na moście, Dominikana, Saona.
Lot trwał już jedenaście godzin i miałem wrażenie, że nigdy nie dolecimy do upragnionej Dominikany. W końcu wylądował, wysadzili nas na płytę lotniska i jak stado baranów zostaliśmy przeprowadzeni do szałasu pokrytego wyschniętymi liśćmi palmowymi. Z daleka wyglądało jak wiejska strzecha, albo obora, a my mieliśmy mieć tam odprawę paszportową. To było międzynarodowe lotnisko i taki los nas spotkał, pomyślałem, jednak okazało się zupełnie coś innego. Lotnisko z zewnątrz wyglądało mało poważnie, lecz od wewnątrz było wyposażone, jak w rozwiniętych krajach. Lotnisko było przestronne, konstrukcja nowoczesna, a pokrycie liśćmi palmowymi jest tradycyjne i skutecznie chroni przed upalnym słońcem. Także brak ścian daje naturalną klimatyzację. Zamieszkaliśmy w kompleksie hotelowym na Punta Cana, przepięknej okolicy i czuliśmy się jak miliarderzy mający cały świat u stóp. Tu się obsługa kłania, tam zachęcali do jedzenia, jak w dzieciństwie rodzice. Zawsze mam świadomość, że to za moje pieniądze ...