O mnie.

 Przychodzi moment, kiedy chce się głośniej powiedzieć to, co przeżyliśmy dotychczas. Takim odpowiednim momentem na pewno jest wiek emerytalny, ponieważ bagaż doświadczeń i przemyślenia pozwalają lepiej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość i próbować ją bardziej zrozumieć.


Jestem emerytowanym ślusarzem i równocześnie pasjonatem swoich zajęć zawodowych, które często wybiegają daleko poza zakres typowej pracy ślusarza. Dziwne mogą wydawać się pasje ślusarskie, lecz to możliwe i podobne na przykład do rzeźbiarza, który w swoim materiale urzeczywistnia artystyczny pomysł. Ja podobnie się zachowuje, a materiałem tym jest stal, aluminium, a w ostatnim czasie drukowane elementy z tworzyw sztucznych.

Oczywiście daleko mi do jakiegokolwiek artysty, lecz podobieństwa są, jak twórczy pomysł i własnoręczne wykonanie. Dodatkowo muszę zrobić projekt techniczny, napisać program CNC i na końcu wykonać  przedmiot na maszynie obróbczej, czym rzeźbiarz nie musi się martwić. Jednak w dwóch przypadkach rzeźbiarzowi nie sięgam do pięt, to kasa, którą dostaje i piękno w artystycznym dziele. Chociaż pewien rodzaj piękna w moim ślusarstwie widzę, lecz to piękno, jest takie branżowe, subiektywne i w pełnej krasie ujawnia się, kiedy produkty wypluwa linia technologiczna wymyślona i wykonana przeze mnie i mój zespół.


Na blogu nie będę zanudzać żadną ślusarką, tylko pisać na zupełnie inne tematy, w których udzielam się na forach dyskusyjnych. Niektóre z tych for zniknęły jak na przykład o2 i w kanał poszło mnóstwo moich postów, z którymi byłem emocjonalnie związany i oczywiście z piszącymi userami. Na szczęście z kilkoma mam kontakt mailowy i żałuję, że cenniejszych postów i adresów nie skopiowałem, ale niektóre tak. 

Ostatnio aktywny jestem na forum podróżniczym w relacjach z podróży opisując swoje przygody wczasowe i będę wklejać tu urywki z linkiem do źródła, by zbytnio nie zarzucać tekstem. Oczywiście w tym źródle też dam linka na blog, żeby nie wzbudzać podejrzeń o plagiat.

Następnym tematem będzie wspólne pisanie postów, jeśli znajdą się chętni i coś takiego powstało z udziałem przesympatycznej userki. To była wymiana postów w formie listów, gdzie każdy pisał swoją fabułę we wspólnym temacie. 

Również będę chciał pisać dłuższe opowiadania  i oczekiwać sugestii oraz komentarzy do tekstu. Komentarze bywają różne i każdy jest cenny, nawet ten najbardziej krytyczny. Te krytyczne nawet cenniejsze od cukierkowych, bo emocje są tam gdzie leje się krew, a to zagrzewa do walki i kreatywności.

Zakres tematów bloga mogę poszerzyć o fizykę, kosmologię, ewolucję biologiczną oraz poboczne zagadnienia, ale musiałby się wywiązać dyskusja, bo ona najlepiej napędza pisanie.


Po co to robię? Otóż...nie wiem. Może to jakaś potrzeba intelektualna odziedziczona po przodkach? A może inne atawizmy? Może by coś pozostawić po sobie? Wyścig szczurów? 

Licho wie.


A Was co motywuje do pisania bloga?



Jeszcze parę słów o mojej edukacji szkolnej. Zbyt skromnej, jednak nie uważam, żeby niskie wykształcenie było barierą w osiąganiu lepszego statusu społecznego, tak samo, jak wysokie wykształcenie nie gwarantuje powodzenia w życiu. Oczywiście są to wyjątki od reguły, a ona jest okrutna i najczęściej spycha ludzi niewykształconych na boczne tory życia społecznego i zawodowego.

 

Moje sukcesy szkolne sięgają okolic trzeciej klasy szkoły podstawowej, a dalej to już same porażki. Dla mnie szkoła to było zniewolenie umysłu i narzucenie ram oraz ograniczenie wolności intelektualnej. Od tego czasu, z kilkoma innymi uczniami w klasie zajmowaliśmy ławki ośle przeznaczone dla nieposłusznych i nieaktywnych na lekcji. Nauczycielka w chwilach zdenerwowania tak nas nazywała -”ty ośle!” bo miała powody tak wykrzykiwać, kiedy rzeczywiście byłem osłem. 


Pamiętam, jak wywołany do odpowiedzi z lektury szkolnej, której nie przeczytałam, jak zresztą wszystkich innych lektur, zacząłem coś dukać nie na temat, ale na szczęście z pomocą przyszedł kolega. On siedział za mną i szeptem podpowiadał, a ja wiernie przekazywałem to na głos. Potem następne słowa, aż tu nagle nauczycielka przerwała moją erudycyjną wypowiedź znanymi słowami - “ty ośle dardanelski” oraz innymi epitetami. Ponadto, poleciały w moją stronę ścierka od tablicy i kreda. Później zrozumiałem tą egzaltowaną reakcję nauczycielki ponieważ kolega był kpiarzem i celowo przekazywał mi jakieś bzdury.


  Nauczycielka to pani od polskiego i równocześnie wychowawczyni klasy. Ona była dobrą nauczycielką, lecz nie miała daru do swojego zawodu ze względu na nerwowość i zbytnią dbałość o każdy szczegół nauczania. Każdego ucznia chciała wykształcić na profesora, co najmniej nadzwyczajnego, a kiedy uczeń nie dawał rady, kończył jako zwyczajny...osioł.

Ja nie zgadzałem się na takie zaklasyfikowanie mnie i na lekcji uciekałem we własny świat wewnętrzny, niczym w utopię platońską.


Pamiętam też innych nauczycieli, już nie takich perfekcyjnych, ale umiejących nawiązać lepszy kontakt emocjonalny z uczniem. To było w starszych klasach szkoły podstawowej, kiedy do nielubianego polskiego dołączyła jeszcze historia. Nie było nic nudniejszego, kiedy  oprócz nieciekawych faktów, musiałem zapamiętać mnóstwo dat. Jednak z nielubianego przedmiotu może stać się lubiany, gdy nauczyciel ma odpowiednie podejście do ucznia.

Historyczka była świeżo upieczoną nauczycielką mającą świetny kontakt z wychowankami i jej lekcja bardziej przypominała spotkanie towarzyskie, albo pogaduchy przy ognisku. Ona potrafiła przekazać wiedzę historyczną i połączyć z anegdotami i skandalami z ówczesnych czasów, że miałem wrażenie, iż jestem uczestnikiem tamtych wydarzeń. 

Historyczka niestety była tylko na zastępstwie i po powrocie tej “właściwej”, historia znów stała się nudna, a ja osłem z następnego przedmiotu. Jednak nie do końca osłem, bo jechałem głównie na szynach, czyli ocenach pozytywnych. W tamtych czasach niedostateczną oceną była dwója, a mając trzy z dwoma minusami to jest ogromny krok naprzód, mój ulubiony krok. 


Najmilej wspominam nauczyciela od fizyki, który swoją pasją potrafił zarazić innych, a mnie skutecznie, że od tamtych czasów jest i moją pasją. Moim zdaniem fizyka powinna nosić miano królowej nauk, a matematyka tylko jej podwładną ponieważ fizyka to wszystko co nas otacza, a przebiega tylko według prawideł matematycznych. 


Moja edukacja nie zakończyła się na szkole podstawowej i następną uczelnią był “Oxford”. To nie ten w Anglii, lecz szkoła zawodowa w Poznaniu, tak szumnie nazywana w pewnych kręgach. Dzisiaj już nieistniejąca i wiele lat temu zamknięta, pomimo sprzeciwu wielu mieszkańców. Ta szkoła pełniła swoją funkcję społeczną, bo tam kanalizowały się różne postawy i aktywności młodzieży, ale też było miejscem ostatecznym dla uczniów, którzy nie dostali się do innych szkół. W Oxfordzie przyjmowano wszystkich, jak leci, a przepełnione pierwsze klasy przerzedzały się tak, że po roku z trzech ledwo utworzono jedną klasę.  

 

Życie w Oxfordzie było istną szkołą przetrwania, gdzie słabe charaktery nie miały żadnych szans. To również dotyczyło nauczycieli, którzy musieli wykazać się nie lada twardością, albo zmienić pracę. W tej szkole panowały proste zasady, gdzie prestiż ucznia zależał od jego siły fizycznej, jako decydujący argument w kwestiach spornych. Bycie prymusem nie było zaszczytne ponieważ w hierarchii klasowej prym wiodła kasta z nizin społecznych, która wyznawała inne wartości, niż powiększanie wiedzy.  

Odnośnie poziomu nauczania, to on był określony przez ówczesny program szkolny, lecz z realizacją go, to już znacznie gorzej, ku uciesze wielu uczniów. A jeszcze gorzej z egzekwowaniem tej wiedzy i w efekcie warunkiem ukończenia szkoły było tylko samo uczęszczanie do niej.


Szkołę ukończyłem planowo i miło wspominam tamte czasy ze względu na panujące w niej swobody oraz przyjaźnie, z którymi długie lata utrzymywałem kontakt.

Te swobody nie poszły na marne, bo mogłem rozwijać swój świat wewnętrzny, którym był połknięty bakcyl fizyki, dzięki nauczycielowi ze szkoły podstawowej.

Żeby poznać fizykę, to nie potrzeba żadnych pasji, bo wystarczy pilnie uczyć się na lekcjach szkolnych i tyle, lecz mnie interesowały fizyka relatywistyczna, mechanika kwantowa, kosmologia. To są ogromne działy fizyki, gdzie dla każdego są odrębne kierunki studiów, jednak można je wszystkie nieźle poznać, lecz w formie spopularyzowanej. Swoje książki wydają największe autorytety światowe w danej dziedzinie oraz periodyki, przedruki z literatury światowej.  A więc jest i od mojej młodości też było i można wybierać w nich jak w ulęgałkach. Mnóstwo ulęgałek.


Mając tą wiedzę i swoje lata, chcę pokusić się o spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość z zewnątrz, co jest zarezerwowane tylko dla Boga, ale spróbować warto. Przynajmniej w myślach, bo one nie mają ograniczeń, czego chcę dokonać w opowiadaniu Selene.

Opowiadanie jest w trakcie pisania i zachęcam do czytania oraz komentarzy.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba wyspa jak wulkan...wygasły.

Palmapalma, Prosty na moście, Dominikana, Saona.